Publikuję filmik i odliczam sekundy. Komentarze „pedofil”, „złodziej” pojawiają się właściwie od razu
– Mam do swojej internetowej działalności duży dystans. Dla mnie ważne jest, że wiem, po co to robię i jaki jest mój cel – tłumaczy ks. Rafał Główczyński, znany w sieci jako Ksiądz z osiedla. Filmy duchownego na TikToku robią furorę i osiągają miliony wyświetleń. Złośliwe komentarze? Oczywiście, że się pojawiają. – Czasami sprawiają, że się uśmiecham i jestem z siebie zadowolony. Pokazują mi, że dotarłem do ludzi spoza Kościoła, a więc przebiłem swoją „bańkę” – tłumaczy Ksiądz z osiedla.

Monika Janusz, RadioZET.pl: Jest ksiądz zdecydowanie jednym z najpopularniejszych duchownych w polskim internecie. Gratuluję.
Ks. Rafał Główczyński: (śmiech) Nie podchodzę do tego emocjonalnie. Robię to wszystko, ponieważ mam nadzieję, że uda mi się coś wartościowego przekazać młodzieży. Ale czasami rzeczywiście ludzie mnie rozpoznają. Podchodzą do mnie i mówią „kojarzę księdza z TikToka”. Takie sytuacje zdarzają się nawet na basenie, kiedy jestem w kąpielówkach. Uśmiecham się wtedy i przytakuję. Jest mi bardzo miło.
Skąd w ogóle wziął się Ksiądz z osiedla?
To był przypadek. Nie planowałem tego, że moja internetowa działalność się tak rozrośnie. W czasie pandemii z młodzieżą, którą uczę, miałem kontakt tylko przez internet. Nadszedł Wielki Post, więc chciałem znaleźć dla moich uczniów rekolekcje online, które mogłyby do nich trafić. Szukałem długo, ale bezskutecznie. W międzyczasie jedna z moich uczennic dodała mnie do grupy na Facebooku, na której młodzież dyskutowała na tematy alkoholowe. Przywitałem się i zostałem bardzo pozytywnie odebrany. Pojawiły się komentarze typu „bohaterze witamy” i zaproszenia do rozmowy. Zaproponowałem, że może jeśli już jesteśmy na tej grupie wszyscy razem, to zrobimy wspólnie jakieś rekolekcje wielkopostne. Zadałem młodzieży proste pytania o to, co im daje w życiu poczucie szczęścia. Odpowiedzi mnie zawiodły, były bardzo wąskie i powierzchowne. Pomyślałam sobie „Panie Jezu, coś z tym trzeba zrobić”. I zacząłem nagrywać.
Plan był taki, że filmiki trafią tylko do młodzieży, którą uczę. Na początku zresztą tak właśnie było. Jednak odbiór przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Dostawałem wiele pozytywnych komentarzy. Młodzież pisała do mnie: „do kościoła nie chodzę, ale księdza oglądam”. I to było dla mnie bardzo mobilizujące. Pomyślałem, że internet to sposób, by dotrzeć też do młodych osób spoza parafii.
Tak się stało?
Tak, bo teraz to właśnie internet jest miejscem, gdzie się można spotkać z ludźmi. Na osiedlu nie siedzą już grupy znajomych i nie rozmawiają ze sobą wieczorami. Trudno jest spotkać „ziomków” pod blokiem, bo wszyscy są w domach przyklejeni do ekranów. Jak się chce pogadać z osiedlowymi znajomymi to się po prostu „idzie” do internetu.
Wiadomości od młodych ludzi zaczęły spływać bardzo szybko. Teraz dostaję ich naprawdę multum. Młodzież „przychodzi do mnie” ze swoimi problemami, czasami to są tematy bardzo trudne, bolesne, prywatne. Pytają, jak poradzić sobie z nałogami, jak przezwyciężyć ból, złość i gniew po utracie kogoś bliskiego. Niektórzy szukają Boga, a inni po prostu jakiegoś większego sensu, głębi w życiu.
Koledzy-duchowni oglądają filmiki księdza? Jak reagują?
Opinie są skrajne. Część księży podchodzi do tego, co robię bardzo sympatycznie. Kibicują mi i uważają, że to dobry pomysł. Prawdę powiedziawszy, znacznie częściej spotykam się z przychylnością. Oczywiście są też osoby, które mają inna duchowość i totalnie nie akceptują takiej formy przekazu. Uważają, że to, co robię w internecie, nie jest wartościowe i ja to szanuję. Nie przeszkadza mi taka opinia, nie walczę z nią.
Zresztą to nie dotyczy tylko księży, ale wszystkich osób, które mnie oglądają. Czasami inni po prostu nie do końca rozumieją intencję i przekaz. Przywykłem. Tak było na przykład z filmem, na którym tańczyłem z dziewicą konsekrowaną.
Internauci go nie zrozumieli?
Pod postem pojawiły się komentarze „księżulo szaleje z dziewicą i jeszcze to nagrywa. No ciekawie”. (śmiech)
A jaka była intencja?
Filmik miał być po prostu zachętą, do tego, żeby w komentarzach zadawać pytania dziewicy konsekrowanej. Chciałem w ten sposób pokazać, że taka forma duchowości w Kościele w ogóle istnieje. Młodzi często mówią mi, że mają bardzo dużo pytań, ale nie wiedzą, komu i gdzie mogliby je zadać. To była właśnie taka szansa, okazja.
Jestem zdania, że jak się wchodzi w jakąś nową kulturę, to trzeba nauczyć się języka i sposobu funkcjonowania w niej. Jeśli misjonarz, który jedzie nauczać do Afryki, mówiłby do osób tam mieszkających niezrozumiale, to raczej nikogo nie zachęciłby do wiary. Podobnie jest w internecie. Trzeba szanować to, jak dana społeczność komunikuje się między sobą. TikTok to takie medium, w którym rozmawia się trendami. Mógłbym w filmach mówić tak, jak mówi się na kazaniu w kościele, ale to raczej nie miałoby sensu i nie spotkałoby się ze zrozumieniem.
Zobacz również: Ksiądz tańczy z dziewicą konsekrowaną. Nagranie ma niemal milion odsłon
Przed nagrywaniem sprawdza ksiądz, co się „kilka”?
Mam doskonałych doradców – młodzież, której ufam. Oni wskazują mi, co warto byłoby wykorzystać. Mówią „tego się teraz słucha”, „to jest teraz popularne”. Ale wykorzystuję też własne pomysły. Co ciekawe, najczęściej przychodzą mi do głowy w kościele. Na przykład podczas adoracji nagle zaczynam czuć, że czymś warto byłoby się zająć.
W jednym z wywiadów powiedział ksiądz: „kiedy ktoś dziś mówi, że księdzem zostaje się dla prestiżu, chce mi się śmiać”. Dlaczego to takie śmieszne?
Spójrzmy prawdzie w oczy: kapłani nie są dziś dobrze postrzegani. Publikuję filmik na TikToku i odliczam sekundy. Komentarze „pedofil”, „złodziej” pojawiają się właściwie od razu. Zresztą to są słowa, których cały czas używa się w stosunku do osób duchownych. Ludzie, którzy idą do seminarium dla prestiżu, najpewniej szybko się rozczarują. Bo posługa z prestiżem nie ma dziś wiele wspólnego.
Jak ksiądz reaguje na takie komentarze?
Mam do swojej internetowej działalności duży dystans. Dla mnie ważne jest, że wiem, po co to robię i jaki jest mój cel. Przyznam szczerze, że negatywne komentarze czasami nawet sprawiają, że się uśmiecham i jestem z siebie zadowolony. Takie skrajne reakcje pokazują, że udało mi się dotrzeć również do ludzi spoza kościoła, a więc przebiłem swoją „bańkę”. A mi właśnie o to chodzi.
W życiu realnym również zdarzają się takie nieprzyjemnie sytuacje?
Tak, chociaż jest ich zdecydowanie mniej. To raczej pojedyncze incydenty. Czasami spotykam podpitych „typków”, którzy widząc mnie w habicie, chcą wylać na mnie swoje żale, obwinić za całe zło, które usłyszeli o Kościele. Wtedy słyszę przezwiska, wyzwiska…
I nadstawia ksiądz drugi policzek?
Przede wszystkim staram się rozeznać w sytuacji. Kiedyś wieczorem poszedłem na spacer i spotkałem młodzież, która wracała z imprezy. Nagle ktoś z tej grupy krzyknął do mnie „ty gwałcisz dzieci”. Reszta grupy natychmiast zaczęła go strofować i stopować. Zrobiło mi się miło, że obcy ludzie mnie bronią. Pomyślałam, że może nie jest aż tak źle.
Podszedłem do tych ludzi i zaczęliśmy normalnie rozmawiać o ich zainteresowaniach, o tym co robią, o wierze i religii. Na luzie, zwyczajnie. Tydzień później w tym samym miejscu znów spotkałem tę młodzież. Poznali mnie, a chłopak, który wtedy mnie zaatakował podszedł, przywitał się i powiedział „nie powinienem”.
Podobno ksiądz przed seminarium też miał raczej mało pochlebną opinię na temat duchowieństwa…
Zawsze podchodziłem do Kościoła i księży z szacunkiem. Ale moja opinia o duchownych była przede wszystkim oparta na stereotypach. Wciąż słyszałem, że księżom zależy tylko na pieniądzach, że „księża = kasa”. Wydawało mi się, że znacznie więcej można zrobić nie będąc księdzem.
Myślałam sobie, że nie ma żadnego pożytku z bycia samotnym zrzędą. Że przecież jak będę miał żonę, dzieci, dobrą pracę i będę bogaty to moje życie stanie się naprawdę wartościowe. Bo będę mógł pomagać innym, przelewać kasę na potrzebujących...
I co stało się potem?
Studiowałem socjologię w Warszawie. Mieszkałem z rodzicami, którzy wspomagali mnie finansowo, więc mogłem w pełni żyć studenckim życiem: imprezy, wyjścia, znajomi. Wszystko na pierwszy rzut oka wydawało się piękne. Ale zawsze miałem takie wewnętrzne poczucie pustki. Brakowało mi głębi. Szukałem czegoś więcej, ale nie do końca wiedziałem, co chcę znaleźć. Tak trafiłem na pielgrzymki. Tam poznałem wspaniałych duchownych, bardzo ludzkich i normalnych. Oni zupełnie zmienili moje podejście do księży. Poza tym, zawsze gdy w moim otoczeniu ktoś mówił o powołaniu, miałem takie dziwne wewnętrzne poczucie, że zwraca się do mnie bezpośrednio. Na początku mnie to poczucie irytowało, ale potem postanowiłem za nim pójść.
Wybrałem Seminarium Duchowne Salwatorianów, ponieważ wiązałem swoją przyszłość z misjami. Pojechałem do Bagna. Tam zakonnicy mają swoje zgromadzenie. Proszę sobie wyobrazić, trafiłem z Warszawy do Bagna (śmiech).Na początku zupełnie nie wiedziałem, co robić. Mama, która podwiozła mnie do zakonu, popatrzyła na mnie i powiedziała „synuś daj spokój, wracajmy”. Odpowiedziałem, że skoro już tu jestem to spróbuję.
To był zupełnie inny świat?
W Warszawie miałem trzypokojowe mieszkanie, a w seminarium musiałem z jakimś obcym typem pomieścić się na ośmiu metrach kwadratowych (śmiech). Pracowaliśmy w polu, bardzo dużo się modliliśmy. Nie miałem pieniędzy, nie miałem samochodu. Ale wewnętrznie czułem, że rozkwitam. Że jest tak, jak ma być.
Rodzice pogodzili się z tym, że nie będą mieć wnuków?
Wciąż mają podejście, „jeśli chciałbyś zrezygnować, to nic się nie stanie”. Przypominają mi „to mieszkanko zawsze będzie twoje i możesz tu wrócić”. Nigdy nie czułem z ich strony negatywnych emocji, chociaż też nie zachęcali mnie do kapłaństwa. Cały czas tliła się w nich nadzieja, że może ten synuś jednak zmieni zdanie.
Ksiądz z osiedla to bardzo nowoczesny duchowny, który uwspółcześnia wizerunek kościoła. Takie działania są dziś potrzebne na większą skalę?
W kościele jest miejsce na różne formy duchowości i uważam, że to jest piękne. Są grupy, które podchodzą do wiary bardzo konserwatywne, tradycyjne. Mam jednak świadomość tego, że ludzi młodych coraz częściej w kościele po prostu nie ma. Żeby się z nimi spotkać, trzeba ich posłuchać, zobaczyć czym żyją i co jest dla nich ważne. Trzeba ich zrozumieć, ale też być dla nich zrozumiałym.
Można mówić młodym ludziom o wypasaniu owiec, ale trzeba zdać sobie sprawę z tego, że większość dzisiejszej młodzieży nawet nie widziała owcy na własne oczy. Pasterz jest dla nich abstrakcyjną postacią, bo pasterzy nie ma w filmach i serialach Netflixa. Jak się młodym ludziom mówi, że pasterz pasie owce na zielonych pastwiskach, to oni nie słuchają. Dlatego warto aktualizować ewangelię. Nie zmieniać jej, ale sprawiać, żeby trafiała, odnosić do współczesności.
Co jeszcze w Kościele powinno się zmienić?
Jestem za Kościołem całym sercem i dostrzegam w nim mnóstwo dobra, ale widzę też rzeczy, które powinny wyglądać trochę inaczej. Skandale, które dotyczą kościoła bardzo mnie bolą i są dla mnie szokujące. Jestem po prostu księdzem, który uczy w szkole, więc o wielu kwestach dowiaduję się na samym końcu, często z mediów.
Jestem za tym, żeby Kościół oczyszczał się z tego, co jest złe i zepsute. Ma w tej sferze dużo do zrobienia. Musi nauczyć się przepraszać, przyznawać do błędów. To jest coś, co według mnie w Kościele powinno się zmienić i to szybko.
I wtedy młodzi ludzie przestaną szukać duchownych w internecie. Będą chcieli spotykać się z wiarą w świecie realnym?
Nie rozłączałbym tego. Wykorzystuję internet do zapraszania młodzieży na różne spotkania. Mówię im „przyjdźcie” i na początku nie są zbyt chętni, ale potem dodaję „nagramy razem TikToka”. Ich podejście diametralnie się zmienia. Jestem za tym, żeby jak najwięcej księży było obecnych w internecie. Kościół musi zdać sobie sprawę z tego, że świat idzie do przodu.
*Ks. Rafał Główczyński SDS (Ksiądz z osiedla) - zakonnik ze Zgromadzenia Księży Salwatorianów posługujący młodzieży w realu i internecie. Działalność w sieci rozpoczął w 2020 r. od rekolekcji internetowych dla młodzieży "jak to wóda". Pochodzi z Warszawy. Obecnie jest na parafii w Piastowie.
RadioZET.pl