Poroniła. Prokuratorka kazała szukać płodu w szambie. "Wstydzę się za moich kolegów"
– Proszę napisać, że zgodziłam się opowiedzieć swoją historię dzięki Joannie. To jej odwaga sprawiła, że chcę głośno mówić o tym, co mnie spotkało – powiedziała Ola podczas rozmowy z dziennikarką „Wysokich Obcasów” Dominiką Wantuch. Kobieta poroniła. Był to jednak dopiero początek dramatu. Prokuratorka kazała wypompować szambo i szukać w nim płodu. – Wstydzę się za moich kolegów – skomentowała sprawę prokurator Katarzyna Szeska.

Historia pani Joanny z Krakowa, która po dokonaniu aborcji farmakologicznej została potraktowana przez funkcjonariuszy policji, jak groźny przestępca, od kilku dni wywołuje ogromne emocje. W miastach w całej Polsce organizowane są protesty, będące wyrazem solidarności z kobietą. Manifestacje odbyły się już między innymi w Krakowie, Warszawie, Gdańsku i Katowicach.
Dramatyczne doświadczenia, którymi podzieliła się pani Joanna, rozgniewały Polki. Sprawiły także, że temat konsekwencji zaostrzenia prawa aborcyjnego w naszym kraju (do którego doszło w rezultacie wyroku wydanego 22 października 2020 roku przez Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej) powrócił. Odwaga pani Joanny sprawiła, że kolejna kobieta postanowiła przerwać milczenie. Ola (imię bohaterki zostało zmienione) w rozmowie z dziennikarką „Wysokich Obcasów” Dominiką Wantuch wyjawiła, jak policja i prokuratura potraktowały ją po tym, gdy doświadczyła poronienia.
Zobacz również: "To było niedopuszczalne". Pani Joanna nie odpuszcza policji, lekarzom, ale też TVP
Poroniła. To dopiero początek dramatu
Ola ma 41-lat. Jest żoną i matką kilkuletniego chłopca. Zanim urodziła pierwsze dziecko, doświadczyła dwóch poronień. Choroba ginekologiczna, na którą cierpi, utrudnia utrzymanie ciąży.
W 2022 roku Ola ponownie zaszła w ciążę. Miała wówczas 40 lat i wiedziała, że ciąża ta wiąże się z dużym ryzykiem, a ze względu na stan jej zdrowia, mogą pojawić się powikłania. Podjęła decyzję, że urodzi kolejne dziecko.
Komplikacje zaczęły się w 18. tygodniu ciąży. Ola trafiła do Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie. Tam zdiagnozowano u niej niewydolność szyjki macicy. Kobieta otrzymała leki i zalecenia. Po badaniach udała się do domu. Wkrótce jednak sytuacja się pogorszyła.
Pobiegłam szybko do łazienki i tam wszystko ze mnie wystrzeliło. Wszędzie tryskała krew, spojrzałam w dół i zobaczyłam zwisającą pępowinę. Nie wiedziałam, jak wstać z toalety, czy mam wyciągać pępowinę z toalety, dziecko dobijało się od środka, więc złapałam szybko za nożyczki i odcięłam tę pępowinę.
Kobieta od razu zadzwoniła do męża. O sytuacji poinformowała także pogotowie. Została zabrana do szpitala. Tam przeszła zabieg łyżeczkowania.
Zapytali, czy spuściła wodę w toalecie. „Czy pani prokurator będzie nurkować w szambie?”
Jak czytamy w „WO”, sprawą Oli niemal natychmiast zainteresowała się policja. Funkcjonariusze zażądali od kobiety badania krwi. - Zapytałam na jakiej podstawie ma się odbyć to pobranie, gdzie jest nakaz i od kogo, jaka jest podstawa prawna ich działań. Usłyszałam, że to decyzja prokuratorki. (…) Już przy wyjściu policjant dostał kolejny telefon. Nie wiem, czy z prokuratorką wtedy rozmawiał, ale kazano mu zapytać mnie, czy spuściłam wodę w toalecie.
Odpowiedziałam, że tak i poirytowana zapytałam, czy pani prokurator będzie nurkować w szambie, bo nie mamy podłączenia do miejskiej sieci, tylko szambo na posesji.
Ola w rozmowie z Dominiką Wantuch wspomina, że wówczas prokuratorka poleciła szambiarzom wypompować szambo i "szukać płodu". Procedura miała odbywać się pod nadzorem policji. Pracownicy nie zgodzili się jednak na takie działanie. W związku z tym funkcjonariusze zabezpieczyli przedmioty należące do Oli: nożyczki, którymi kobieta odcięła pępowinę, legginsy, które tego dnia miała na sobie, krew z podłogi, zabrudzone podpaski oraz fragmenty łożyska. Wszystko po to, by dowiedzieć się, jak doszło do poronienia.
Jak donosi portal „WO”, postępowanie ws. poronienia prowadziła Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga-Południe z art. 152 par. 2, dotyczącego pomocnictwa w aborcji. Umorzono je w październiku 2022 r.
„Wstydzę się za moich kolegów prokuratorów”
Jak nietrudno się domyślić, dramatyczna opowieść Oli wywołała szeroką dyskusję medialną. Temat konsekwencji zaostrzenia przepisów aborcyjnych przez Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej od 2020 roku powraca jak bumerang. Ile dramatycznych historii musimy poznać, by zdać sobie sprawę, że krok ten był ogromnym błędem?
Opisane w „Wysokich Obcasach” działanie policji i prokuratury negatywnie oceniają internautki oraz internauci. W komentarzach pod opublikowanymi artykułami, opisującymi sprawę Oli najczęściej pojawia się jedno słowo: Barbarzyństwo. – Zwykła logika nakazuje przypuszczać, że jest o wiele więcej podobnych historii i nie są to prywatne pomysły policji czy prokuratury, lecz istnieją odgórne instrukcje – zauważyła jedna z użytkowniczek Facebooka. – Patrząc na to co się dzieje, to niestety nie mam zamiaru nawet starać się o dziecko – zauważyła inna kobieta dosadnie, jednocześnie nawiązując do rekordowo niskiego wskaźnika dzietności.
Historia Oli wstrząsnęła jednak także środowiskiem prokuratorskim. – Czytając ten tekst, chciałam krzyczeć! Wstydzę się za moich kolegów prokuratorów, którzy nie rozumieją, że maja służyć ludziom, a nie ich dręczyć – zaznaczyła na Twitterze prokurator Katarzyna Szeska.
Kiedy rządzący wyłączają państwo prawa - jego miejsce zajmuje autorytarne, opresyjne, państwo policyjne. Obywatel przestaje być bezpieczny
- Joanna zwróciła się bezpośrednio do policjantów. Chce wiedzieć tylko jedno
- Katarzyna Pakosińska poroniła. To co usłyszała nie mieści się w głowie
- Weronika Marczuk poroniła dziewięć razy. „Najtrudniejsze, kiedy chowaliśmy bliźniaki”
RadioZET.pl/wysokieobcasy.pl