Obserwuj w Google News

Agnieszka przygotowuje zwłoki do pogrzebu. „Bywa, że rodziny mają szczególne życzenia”

12 min. czytania
31.10.2023 06:05
Zareaguj Reakcja

– Pedicure, manicure, konkretne ułożenie włosów, wąsów, czasochłonny makijaż. Czasami rodzina zmarłego ma szczególne życzenia – tłumaczy Agnieszka Beczek, znana użytkownikom mediów społecznościowych jako Pani z Domu Pogrzebowego. Jest tanatokosmetolożką, przygotowuje ciała zmarłych do pogrzebów. – Gdy wchodzę do prosektorium to skupiam się na zadaniu, jakie mam do wykonania – zaznacza.

To dzieje się z ciałem tuż po śmierci
fot. Instagram@pani_z_domu_pogrzebowego/shutterstock

Monika Kurowska, RadioZET.pl: Kiedy po raz pierwszy zobaczyłaś zmarłą osobę?

Agnieszka Beczek, Pani z Domu Pogrzebowego: Nie pamiętam dokładnie, ile wtedy miałam lat, być może 8 lub 10. Na pewno byłam dzieckiem. Mniej więcej w tym okresie zaczęli odchodzić z tego świata moi bliscy – babcie, dziadkowie. Pamiętam, że moja mama nie chciała, żebym zobaczyła, jak babcia wygląda w trumnie podczas pożegnania. Byłam jednak uparta, więc w końcu się zgodziła...

Ciekawość i chęć pożegnania wygrała ze strachem.

Dokładnie tak. Wiedziałam, że tego potrzebuję i że tego chcę. Moja mama w końcu na to przystała i uszanowała moją prośbę, moją wolę. Może to zabrzmi nietypowo, ale od dziecka, nigdy nie bałam się śmierci. Była dla mnie czymś naturalnym.

Dlatego wybrałaś pracę w domu pogrzebowym?

Od zawsze czułam, że muszę iść w tym kierunku. Pociągał mnie ten temat. Chciałam dowiedzieć się, co dzieje się z człowiekiem po śmierci – zarówno od strony duchowej, metafizycznej jak i czysto biologicznej. Ta potrzeba po prostu we mnie była.

Próbowałam pracy w innych zawodach. Pracowałam w naprawdę wielu miejscach, między innymi w urzędach państwowych. Byłam także makijażystką. Temat śmierci, pracy w domu pogrzebowym, zawsze do mnie jednak powracał. Gdy teraz o tym myślę, sądzę, że przez jakiś czas odsuwałam od siebie tę drogę kariery. Być może podświadomie bałam się opinii innych. Tego, jak zostanę odebrana jako kobieta, która pracuje bezpośrednio przy osobach zmarłych. Na szczęście przeznaczenie wygrało. I bardzo się cieszę, że tak się stało, bo absolutnie spełniam się w swoim zawodzie.

Jak wspominasz pierwsze dni, tygodnie w domu pogrzebowym? Coś cię zaskoczyło?

Gdy szłam na rozmowę kwalifikacyjną wiedziałam, że to miejsce, w którym chcę być. Byłam o tym przekonana. Właściwie już od pierwszego dnia w tej pracy poczułam, że właśnie to, chciałam robić przez całe swoje życie. Prawdę powiedziawszy nie pamiętam większych zaskoczeń. Gdy patrzę na moją postawę z perspektywy czasu to muszę stwierdzić, że psychicznie byłam bardzo gotowa na wszystko, z czym zetknęłam się w domu pogrzebowym. Na wszystkie aspekty tej pracy: widok osób zmarłych, kontakt z ich ciałem, trudne rozmowy z rodzinami w żałobie.

Oczywiście historie zmarłych są bardzo różne – mniej lub bardziej tragiczne. Ludzie umierają w różnym wieku i w różnych okolicznościach. Myślę, że zetknięcie się z tym jest najbardziej bolesnym aspektem mojej pracy. Widząc osobę młodą, która zmarła tragicznie, można odczuwać niesprawiedliwość i czasami pojawiały się we mnie taki uczucia. Jednak jeśli pytasz mnie o to, czy kiedykolwiek w trakcie mojej pracy poczułam rozczarowanie, odpowiedź brzmi: nie.

Gdy cię słucham to na myśl przychodzi mi jedno słowo: powołanie.

Tak. Ja też często w ten sposób mówię i myślę o tym, co robię. Czuję, że praca w zakładzie pogrzebowym była mi w pewien sposób pisana. Że to po prostu moja droga.

Pamiętasz pierwsze zwłoki, które przygotowałaś do pochówku jako tanatokosmetolog?

Oczywiście! Doskonale pamiętam. Myślę, że w takiej pracy jak moja pierwszego człowieka się nigdy nie zapomina...

A pozostałych?

Różnie. To zależy od wielu czynników: od tego, jak ciało ze mną współpracuje, jaki mam kontakt z rodziną zmarłego, jaka jest między członkami rodziny atmosfera, jak rodzina mówi o osobie zmarłej i jak dużą wagę przywiązuje do pogrzebu.

Niektórych zmarłych pamiętam bardziej dokładnie, innych mniej lub wcale. Często są to też kwestie sytuacyjne. To, w jaki sposób zmarły odszedł z tego świata też jest dla mnie znaczące. Czasami pamiętam nazwiska ludzi, których przygotowywałam do pogrzebu, ale nie jestem w stanie przypomnieć sobie ich twarzy. Czasami jest na odwrót: twarz zostaje mi w pamięci, ale nazwisko z niej ulatuje.

Praca w domu pogrzebowym, czy też praca tanatokosmetologa to są zawody, które zdecydowanie trzeba oddzielać od życia prywatnego. Emocje i doświadczenia, które towarzyszą nam w prosektorium, musimy tam właśnie zostawiać. To pierwsza i podstawowa zasada.

Gdy wchodzę do prosektorium to skupiam się całkowicie na zadaniu, jakie mam do wykonania. Gdy z niego wychodzę jestem zwykłym człowiekiem, wracam do domu, żyję jak każdy inny. Jestem wesołą osobą, nie myślę cały czas o śmierci.

To jest coś co w sobie wyrobiłaś z czasem?

Niestety tego nie uczą nas na żadnym kursie, nie mamy też wsparcia psychologicznego w trakcie pracy. Natomiast myślę, że osoby, które decydują się na tę pracę świadomie, liczą się z tym, na czym ona polega. Muszą mieć więc bardzo silną psychikę.

To zawód, w którym potrzebna jest empatia oraz niesamowita odporność psychiczna – wiem, że to brzmi, jak paradoks, ale właśnie tych cech, umiejętności potrzeba w domu pogrzebowym i w prosektorium. Bez odporności psychicznej można byłoby tu zwariować. Codziennie przecież mierzymy się z ludzkimi tragediami, rozmawiamy z osobami, które straciły najbliższych. Łatwo byłoby pogrążyć się w ich smutku.

Niektóre osoby zachwycają się tym zawodem, bo niesie on ze sobą bardzo ważną misję. Ale zachwyt to nie wszystko. Tak naprawdę dopiero rzeczywisty kontakt ciałem zmarłego, rodzinami w żałobie jest pewnego rodzaju weryfikacją. Niektórzy ludzie idą na kurs i w jego trakcie już czują wątpliwości. Jeśli ktoś na tym etapie nie daje rady – psychicznie, emocjonalnie – powinien poważnie się zastanowić. Prawdziwe życie jest znacznie trudniejsze niż jakiekolwiek kursy.

Uważam jednak, że tanatokosmetolog to piękny i bardzo potrzebny zawód, który znacznie zmienia perspektywę patrzenia na świat. Kontakt ze śmiercią sprawia, że zaczynamy docenić pewne rzeczy, których większość osób na co dzień nie dostrzega.

A na czym – z technicznego punktu widzenia – polega zawód tanatokosmetologa? Jak przygotowuje się zwłoki do pogrzebu?

Przede wszystkim musimy zaopiekować się osobą zmarłą w taki sposób, żeby jej ciało było bezpieczne dla ludzi, którzy będą mieli z nim kontakt. Sprawiamy też, że człowiek zmarły odbywa swoją ostatnią drogę godnie – zabezpieczony i wyglądający schludnie.

Zaczynamy od mycia zmarłego. Myjemy włosy i ciało. Potem dezynfekujemy ciało, używając przeznaczonych do tego produktów – chemii pogrzebowej, która zabija wszystkie drobnoustroje. Bardzo ważne jest staranne zabezpieczenie jam ciała przed nieprzyjemnym zapachem i wszelkimi możliwymi wyciekami. U kobiet wiąże się to z zabezpieczeniem pochwy, u mężczyzn z podwiązaniem penisa. Musimy również zabezpieczyć pozostałe jamy: odbyt, jamę gardłowo-nosową, czasami uszy.

Później przycinamy paznokcie i je czyścimy. Zakładamy zmarłemu ubranie, układamy włosy, robimy makijaż. Ja zazwyczaj podszywam szczękę, by ją domknąć i nadać twarzy delikatny wyraz. Myślę, że to ważne. Wyobraź sobie, że ktoś żegna na przykład babcię lub dziadka, a buzia zmarłego nagle się rozchyla. To mogłoby być dla bliskiej osoby trudne doświadczenie.

Tak, bo filmy przyzwyczaiły nas do obrazu osób zmarłych, które wyglądają tak, jakby spały.

Dokładnie. I to – po części – jest moją misją. Często zresztą słyszę od krewnych zmarłych, którymi się zajmuję, że ich bliscy po zakończeniu mojej pracy wyglądają tak, jakby spali.

Zdarza się, że rodzina nie chce żegnać się ze zmarłym krewnym, bo boi się jego widoku. Niezależnie od tego, przygotowuję ciało dokładnie tak samo starannie, bo uważam, że taka „opieka” każdemu z nas po śmierci się należy. Myję zwłoki, dezynfekuję je, zabezpieczam jamy ciała, maluję i czeszę. Oczywiście opinia rodziny jest dla mnie bardzo ważna, ale robię to wszystko także dla samych zmarłych. Bo nikt inny nie jest im już w stanie tego podarować.

Wspomniałaś, że nadrzędnym zadaniem tanatokosmetologa jest sprawienie, by zwłoki zmarłych stały się bezpieczne dla otoczenia. To oznacza, że kontakt ze zmarłym, który nie przeszedł zabiegów tanatokosmetologicznych jest dla nas niebezpieczny?

Ciało człowieka zaraz po śmierci zaczyna się rozkładać. W jelitach pojawiają się bakterie gnilne i gazy, które mają pomóc w rozłożeniu organizmu. Pierwszą oznaką tego procesu, jest zielona plama, która pojawia się u zmarłych w okolicy żołądka. Ta plama to znak, że jelita już zaczęły pracować nad rozłożeniem organizmu. Pojawia się właściwie zaraz po zgonie.

Bakterie gnilne mogą być dla nas niebezpieczne. Bliscy bardzo często całują zmarłych na pożegnanie, czy też dotykają ich twarzy, a później przecierają łzy. Jeśli nie zdezynfekowalibyśmy osobie zmarłej buzi – a więc nie zabezpieczylibyśmy jamy gardłowo-nosowej – bakterie gnilne mogłoby przedostać się z organizmu osoby zmarłej do organizmu któregoś z krewnych. To z kolei mogłoby źle się skończyć.

Źle czyli jak?

U takiego krewnego niedługo potem mogłyby pojawić się nieprzyjemne dolegliwości, na przykład bóle głowy, bóle brzucha, zawroty głowy, czy też wymioty.

Dużo mówi się także o nieprzyjemnym zapachu, który wydzielają osoby zmarłe po śmierci...

Jeśli ciało jest niezabezpieczone, rzeczywiście wydziela pewien zapach. Natomiast osoby, których zgon następuje naturalnie i są od razu przewożone do chłodni, nie wydzielają bardzo nieprzyjemnego zapachu. W ich przypadku woń jest właściwie niewyczuwalna.

Zmarli, którzy muszą trochę dłużej poczekać na pogrzeb, czasami rzeczywiście zaczynają wydzielać charakterystyczny zapach. To jest woń, którą określiłabym jako słodko-mdłą, lekko gryzącą. Jednak dla mnie nie jest ona drastyczna. Tak po prostu pachnie śmierć. Owszem zapach jest specyficzny, ale można się do niego przyzwyczaić. Nie przeszkadza w pracy. Oczywiście zupełnie inaczej jest w przypadku zaawansowanych rozkładów. Wówczas zapach wydzielany przez ciało staje się nie do opisania. Ale z takimi ciałami tanatokosmetolodzy rzadko mają styczność.

Ciała po śmierci wydają także ciche odgłosy. Zdarzyło ci się to kiedyś?

Nie jest to częste, ale zdarza się – na przykład, gdy w płucach zmarłego zalega jeszcze powietrze, przy przewróceniu na bok, może nastąpić jęk. Nie są to przyjemnie sytuacje, ale nie są również przerażające. Jest to kwestia przyzwyczajenia i świadomości.

Redakcja poleca

Przy jakich zmarłych masz najwięcej pracy?

Czasami mam styczność z osobami powypadkowymi, ale są do mnie przywożone bezpośrednio z zakładów medycyny sądowej. W konsekwencji ja nie zajmuję się nimi jako pierwsza. Czasami trzeba zabezpieczyć takie ciała po sekcji zwłok, żeby nie doszło do wycieków. Innym razem trzeba wymienić szwy. Wtedy rzeczywiście schodzi trochę dłużej. Bywa jednak, że z zakładów medycyny sądowej trafiają do mnie ciała w bardzo dobrym stanie i nie wymagają właściwie żadnych większych zmian. Prawdę powiedziawszy w tym wypadku nie ma reguły.

Dużo pracy mam również wtedy, gdy rodzina zmarłego ma szczególne życzenia i konkretne oczekiwania: pedicure, manicure, konkretne ułożenie włosów, wąsów, konkretny i czasochłonny makijaż. W takich przypadkach rzeczywiście dłużej mi schodzi. Wszystkie takie wymagania starannie notuję, by o niczym nie zapomnieć. W tym wypadku detale są bardzo ważne. Ale ja lubię takie wyzwania i cieszę się, gdy rodzina jest zadowolona z efektu – tego, jak zmarły prezentuje się w trumnie.

Były takie życzenia rodzin, które zaskoczyły cię bardziej niż inne?

Niedawno przyszła do mnie kobieta z ogromną kosmetyczką swojej zmarłej mamy. Poprosiła mnie o konkretny makijaż, zupełnie odbiegający od standardów pogrzebowych. Wszytko miała bardzo dokładnie zaplanowane: kolor cieni, miejsca nałożenia brokatu. Przynosiła też dużo biżuterii: kolczyki, pierścionki. Cieszą mnie takie momenty, bo to znak, że krewny rzeczywiście chce zadbać o osobę zmarłą i spełnić jej wolę.

Rodziny zmarłych bardzo często pytają mnie o to, czy mogą do trumny krewnego włożyć pamiątkę, symboliczny przedmiot. Często są to np. laski, którymi osoby zmarłe się podpierały w ostatnich latach życia, zdarzają się ulubione książki. Pamiętam nawet prośby o konkretne jedzenie. Bywa, że tych przedmiotów w trumnie zmarłego jest bardzo dużo. Nigdy nie patrzę na takie prośby, jak na wymysły. Staram się przyjmować je na chłodno.

Zdarza się, że radzisz rodzinom, w co byłoby dobrze ubrać osobę zmarłą do trumny?

Często zdarza się, że rodzina nie wie, że zmarłego do trumny ubiera się kompletnie. Musimy więc przygotować: bieliznę, skarpetki, buty, rajstopy. Wszystko to, co nosił na co dzień. Czasami zdarza się, że ktoś przychodzi do mnie tylko z sukienką, którą mama wybrała dla siebie przed śmiercią. Wtedy delikatnie podpowiadam, co jeszcze trzeba przynieść.

Bywa także, że ktoś przynosi dla zmarłego ubranie w rozmiarze 42, a osoba ta jest po długiej i wycieńczającej chorobie. Jest o wiele chudsza. Doradzam wtedy całun pogrzebowy lub zakup nowej odzieży. Analogicznie, jeśli ktoś w czasie śmierci ważył sporo, a ubranie, w którym chciał być pochowany ma rozmiar 34, doradzam zmianę. Na ogół staram się nie rozcinać ubrań i nie zszywać ich. Jestem zdania, że osoby zmarłe powinny w trumnie wyglądać godnie i elegancko. Ubranie, które ktoś wybrał dla siebie na ostatnią drogę zawsze można włożyć do trumny dodatkowo, symbolicznie.

Obiło mi się o uszy, że żeby ubrać zmarłego do trumny, trzeba połamać mu kończyny.

To mit, który jest wynikiem pewnego nazewnictwa. Aby ubrać zmarłego przełamujemy stężenie pośmiertne, ale nie ma to nic wspólnego z łamaniem kończyn. Ludzie myślą, że tylko łamiąc kończyny, możemy wprawić je w ruch. Tymczasem przełamanie stężenia pośmiertnego polega na rozciągnięciu ścięgien i mięśni, rozruszaniu stawów. Łamanie kończyn jest zupełnie niepotrzebne i byłoby bardzo problematyczne.

Mitem jest też to, że paznokcie i włosy rosną także po śmierci. Tak się nie dzieje. Nasza tkanka podskórna wysycha, zaczyna się obkurczać i to automatycznie sprawia, że paznokcie i włosy wydają się nieco dłuższe.

Często słyszę także pytania o to, czy na przykład babcia lub dziadek mogą obudzić się w trumnie. Ludzie przychodzą do mnie i mówią, że ktoś kiedyś rzekomo widział wieko trumny odrapane paznokciami od wewnątrz – tak, jakby zmarły chciał się wydostać. Jednak każdy, kto twardo stąpa po ziemi, nie powinien się tego obawiać.

Zobacz również:  Szwedzka sztuka sprzątania przed śmiercią. „Jedna z bardziej kontrowersyjnych metod”

Czyli to niemożliwe?

Przy obecnym stanie medycyny, kiedy zgon sprawdza się dwa razy – raz bezpośrednio po śmierci i drugi raz po dwóch godzinach od zgonu – nie ma możliwości, żeby coś takiego się wydarzyło. Przynajmniej w naszym kraju.

Nie wykluczam tego, że takie przypadki mogły mieć miejsce w krajach mniej rozwiniętych lub bardzo dawno temu – ale zdecydowanie nie w Polsce w XXI wieku. Przygotowując zmarłych do pogrzebów widzę w jakim są stanie. Wiem, że to są ludzie, którzy nie mają prawa się już obudzić. Świadczy o tym wiele czynników takich, jak na przykład plamy opadowe.

Można więc powiedzieć, że usługa tanatokosmetologiczna jest po części gwarancją tego, że zmarły nie obudzi się w trumnie. Zwłoki są przecież sprawdzane – kolokwialnie rzecz ujmując – na lewo i prawo.

Dokładnie tak. Powtarzanie tego, że zmarły rzekomo mógłby obudzić się w trumnie jest bardzo krzywdzące, bo wprowadza do społeczeństwa strach przed pochowaniem bliskiej osoby. Powielanie tego mitu traumatyzuje ludzi. Sprawia, że osoby po pogrzebie myślą: nasz tata może walczyć o życie ostatnimi siłami, a my sobie bezczynnie siedzimy i pijemy kawę. Naprawdę spotykam się z takimi obawami…

Jak na nie reagujesz?

Staram się wszystko dokładnie, spokojnie wytłumaczyć. Takie pytania pokazują, że edukacja jest bardzo ważna – także w przypadku spraw ostatecznych.

W celach edukacyjnych powstał twój instagramowy profil Pani z Domu Pogrzebowego. Pokazujesz na nim na przykład fragmenty ciał zmarłych przed zabiegami tanatokosmetologicznymi oraz po nich. Z jakimi komentarzami się spotykasz?

Oczywiście zdarzają się negatywne komentarze, jednak ogólny odbiór mojego profilu jest bardzo pozytywny. Osoby, które mnie obserwują, często zgłaszają się do mnie, gdy umiera im ktoś bliski. Bardzo cieszy mnie ich zaufanie. Gdy z nimi rozmawiam, widzę, że to ludzie świadomi, wiedzą czego mogą oczekiwać, udając się do zakładu pogrzebowego. Właśnie o to mi chodzi – o zwiększenie świadomości społecznej. Chcę, żeby ludzie wiedzieli, że przygotowanie ciała do pogrzebu jest ważne i nie polega – a przynajmniej nie powinno polegać – na szybkim ubraniu zmarłego i wrzuceniu go do trumny.

Pani z Domu Pogrzebowego obserwuje już aż 130 tys. osób. To znak, że ludzi interesuje tą tematyka.

Zawsze interesuje nas to, co niedostępne. Podam prosty przykład: gdy jedziemy samochodem i natrafiamy na wypadek, nie patrzymy przed siebie, zwalniamy. Najczęściej patrzymy na rozbity samochód, szukamy pośród jego elementów ofiar, wodzimy za nimi wzrokiem. Dlaczego? Bo jesteśmy ciekawi.

Wraz ze wzrostem popularności twojego profilu, rośnie też popularność tanatokosmetologii. To dobrze, bo w wielu miejscach w Polsce usługi tanokosmetologa nie są jeszcze przecież standardem.

To prawda. Czasami ludzie nie wiedzą, że mogą zamówić taką usługę. Tymczasem na teranie całego kraju są osoby, które wykonują ten zawód. Ukończyły odpowiednie kursy i mają do tego narzędzia. Takie osoby często dojeżdżają. Za pośrednictwem internetu można znaleźć rekomendowanych specjalistów: tanatokosmetologów i balsamistów z różnych województw.

Ludzie czasami nie zdają sobie sprawy z tego, jak wiele dobrego niesie ze sobą taka usługa – nie tylko dla zmarłego, ale także dla jego rodziny. Obserwowałam już wiele rodzin w żałobie. Wiem, że krewni, którzy mają poczucie, że ich bliski został pochowany w dobrych warunkach, a oni zaopiekowali się nim, gdy sam już nie miał takiej możliwości, są spokojniejsi. To znacząco zmniejsza nasze poczucie traumy.

Powiedziałabym nawet, że zadbanie o to, by ciało zostało dobrze przygotowanie do pogrzebu, to poniekąd wstęp do żałoby. Wiele mówi o tym, jak tę żałobę później przejdziemy.

Obcujesz ze śmiercią na co dzień. Boisz się śmierci?

Strach przed śmiercią pozwala zachować nam rozsądek w życiu i jest moim zdaniem bardzo „zdrowy”. Liczę się z tym, że odejdę. Wiem, że nie jestem wieczna. Właściwie nie boję się samego momentu, w którym umrę. Mam świadomość tego, że nasz organizm ma niesamowite zdolności do samoznieczulenia, regulowania. Śmierć jest naturalna i wcale nie musi być straszna.

Natomiast przerażają mnie okoliczności, w jakich odejdę. Nie chciałbym umrzeć w wypadku, czy zostać zamordowana. Chciałabym umrzeć w swoim łóżku, otoczona bliskimi. Ale nie wiem, czy będę mogą to sobie zapewnić. I ta niepewność końca jest stresująca...

Nie przegap